Najcięższy start spośród dotychczasowych występów – EuCO Susz Triathlon na dystansie średnim (1,9km pływanie/90km rower/21,5km bieg). 26.06.2016, niedzielny upalny poranek. Na bardzo szerokiej linii startu w wodzie prawie 600 osób. Woda w jeziorze nadzwyczajnie ciepła, niczym w basenie – i to niestety nie sportowym.
Według danych z odprawy technicznej o godzinie 18:30 dnia poprzedniego jej temperatura wynosiła aż 27,5 stopnia! Sędziowie ostrzegali przed możliwością przegrzania organizmu podczas pływania w piance.
Jednocześnie ze względu na dużą liczbę amatorów i debiutantów nie podjęto decyzji o pływaniu bez pianek. Jednak znaczna większość zawodników zdecydowała się na start w piance w tym również ja. Niestety po wejściu do wody okazała się ona znacznie cieplejsza niż się spodziewałam.
Ustawiłam się na starcie bardziej z boku niż cała czołówka i…popłynęłam nie na tą bojkę! Choć dotychczas myślałam, że to niemożliwe to w Suszu przekonałam się, że naprawdę nie ma rzeczy niemożliwych.
Po dłuższej chwili zaniepokoiło mnie, że wszyscy płyną w innym kierunku niż ja. Na szczęście udało mi się wrócić na właściwą trasę ale niestety nadrobiłam trochę dystansu. Samo pływanie nie należało do przyjemnych z racji bardzo dużej ilości zawodników, naprawdę wysokiej temperatury i brudnej wody o bardzo nieprzyjemnym zapachu. Dodatkowym dyskomfortem było moje własne odczucie, że jest mi bardzo niedobrze i czuję dokładnie co zjadłam na śniadanie. Parę razy musiałam się zatrzymać, ponieważ dalsze pływanie mogłoby się skończyć dla mnie bardzo źle z powodu rewolucji żołądkowej.
Ostatecznie wyszłam z wody po 39 minutach 24 sekundach. Byłam wręcz ugotowana i miałam ochotę zejść z trasy. Nie miałam siły biec do strefy po rower. Pomyślałam sobie, że jak ukończę ten wyścig to będzie dobrze. Pierwszą strefę zmian załatwiłam dość szybko, po niecałych 3 minutach byłam już na trasie rowerowej.
Moja ulubiona dyscyplina ale w takich warunkach również okazała się ciężka. W moim odczuciu na trasie było za mało punktów z wodą szczególnie z uwagi na taką temperaturę przydałby się jeszcze jeden na nawrotce. Niestety tam go nie było i na obu pętlach po 45km przez około 20km jechałam bez łyka wody, której naprawdę bardzo potrzebowałam. 90km pokonałam w 2 godziny i 37 minut.
Powrót do strefy. Założenie skarpet, zmiana butów i po niecałych 3 minutach byłam na trasie biegowej. To był najgorszy etap przy niedzielnej pogodzie. Trzy pętle po lekko ponad 7km wokół jeziora z wbiegnięciem do centrum miasta gdzie było kilka podbiegów. Na szczęście na trasie było sporo punktów odświeżania, miejsc z wodą i kurtyn wodnych. Mieszkańcy Susza zachowali się naprawdę świetnie! Oprócz dopingu stali na ulicach i polewali nas wodą z butelek lub ogrodowych węży a także podawali dodatkową wodę.
Pierwszą pętle biegłam równo tempem poniżej 5:00 na kilometr. Później znacznie zwolniłam na całym ciele miałam gęsią skórę i doskwierał mi porządny ból głowy od słońca. Często wyprzedzałam kogoś kto szedł albo siedział z brzegu trasy z powodu skurczy czy osłabienia.
Na całej trasie biegowej wypiłam tyle wody, że po głębszym przemyśleniu tego faktu, zastanawiałam się jak udało mi się biec z takim balastem. Bieg ukończyłam w 1 godzinę 55 minut. Pokonanie całych 113km zajęło mi 5 godzin 18 minut.
Zajęłam 1 miejsce w kategorii kobiet 18-24 lata (choć moje konkurentki wyszły z wody ponad 12 minut przede mną), 14 miejsce wśród 51 startujących kobiet i 228 spośród wszystkich 589 osób, które stanęły na starcie.
Około 100 osób spośród startujących nie ukończyło zawodów, zeszli z trasy podczas jednego z etapów. Służby ratunkowe miały pełne ręce roboty. Zawodnicy wbiegali na metę wyczerpani, niektórzy nawet mieli kłopoty by ją przekroczyć. Mama, która czekała na mnie na mecie przyznała, że śledziła mnie na całej trasie i miała nadzieję, żebym dotarła na linię mety w lepszym stanie niż kolejne osoby, przy których słyszała co chwila „służby medyczne proszone na metę”.