Jeszcze niedawno pisałem, że polska piłka ręczna przechodzi ciężkie chwile po nieudanych Mistrzostwach Europy – w miniony weekend wszyscy kibice szczypiorniaka z pewnością zapomnieli o styczniowym niepowodzeniu. Vive Tauron Kielce, pokonując węgierski MVM Veszprem po rzutach karnych, jako pierwszy polski klub wygrał Ligę Mistrzów w piłce ręcznej! Dzięki temu wyczynowi kielczanie na dobre zapisali się w łamach polskiego sportu.
Sam finał był niesamowitym wydarzeniem. Mecz porównałbym do finału piłkarskiej Ligi Mistrzów z 2005 roku, kiedy to Liverpool z Jerzym Dudkiem w bramce, przegrywając z włoskim AC Milan 0:3, zdołał doprowadzić do dogrywki, by następnie wygrać w rzutach karnych. Skąd to porównanie? Na czternaście minut przed końcem drugiej połowy podopieczni Tałanta Dujszebajewa przegrywali z Veszprem 19:28! Mecz ten przekroczył granicę ludzkiego pojmowania i potwierdził, że piłka ręczna to jeden z najbardziej emocjonujących sportów. Vive Tauron Kielce długo walczyło o miano najlepiej drużyny w Europie i nie zawsze było łatwo. Przypomnijmy zatem jak długą drogę przebył polski zespół, aby w końcu dotrzeć na sam szczyt.
Zawsze czegoś brakowało
Vive Tauron Kielce już od ponad dwudziestu lat jest najlepszym klubem na polskim podwórku. Od sezonu 1992/1993 drużyna z Kielc wywalczyła 13 Mistrzostw Polski, 3 srebrne medale, a także 5 brązowych. O klasie Vive w polskiej lidze świadczy fakt, że najgorsze miejsce jakie zajęli w tym czasie to 5 lokata. Pomimo panowania na polskich boiskach zawsze czegoś brakowało na europejskiej arenie. Polski klub po raz pierwszy z Ligą Mistrzów zetknął się w sezonie 1993/1994, ale odpadł już w drugiej rundzie. Podobnie było rok później oraz w sezonie 1996/1997 kiedy to zakończyli swoje zmagania na pierwszej rundzie. Multimedaliści Mistrzostw Polski w Europie dali się lepiej poznać w sezonie 1998/1999, kiedy to dotarli do 1/32 finału. Na kolejny krok trzeba było czekać aż jedenaście lat. W rozgrywkach Ligi Mistrzów 2009/2010 Vive dotarło do 1/8 finału i na dobre weszło do grona ścisłej czołówki europejskich klubów piłki ręcznej. Wynik ten udało się powtórzyć dwa lata później. Przełom nastąpił w sezonie 2012/2013 – wówczas kielczanie pierwszy raz zakwalifikowali się do turnieju finałowego. Tam w pierwszym meczu musieli jednak uznać wyższość FC Barcelony. W meczu o brąz polski zespół w dramatycznych okolicznościach pokonał jednak niemiecki THW Kiel 31:30 i mógł się cieszyć ze swojego pierwszego medalu w Lidze Mistrzów. Coś, co jeszcze kilka lat temu wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Wszyscy musieli zacząć się liczyć z polskim zespołem, tym bardziej, że dwa lata później żółto – biało – niebiescy powtórzyli swój sukces. Co ciekawe w meczu półfinałowym ponownie musieli uznać wyższość FC Barcelony, a w meczu o brąz pokonali…THW Kiel. W chwili tej jasnym się stało, że kibice z Kielc będą oczekiwać czegoś więcej – będą oczekiwać pierwszego finału w historii ich ukochanego klubu!
Ciężki turniej i heroiczna walka w finale
Już po wylosowaniu grup Ligi Mistrzów wiadome było, że dla Vive będzie to ciężki turniej. Kielczanie w swojej grupie musieli mierzyć się m.in. z FC Barceloną, z którą do tej pory radzili sobie dość słabo, niemieckim Rhein – Neckar Löwen, macedońskim Wardar Skopje oraz francuskim Montpellier. Po ciężkich i wyrównanych bojach podopieczni Tałanta Dujszebajewa zajęli drugie miejsce w grupie, ustępując jedynie hiszpańskiemu hegemonowi (bilans gier Vive w fazie grupowej to 9 zwycięstw, 3 remisy oraz 2 porażki). Drugie miejsce zagwarantowało polskiemu zespołowi grę w barażach, gdzie czekał już na nich białoruski zespół HC Meszkow Brześć. Tę przeszkodę mistrz polski pokonał jeszcze bez problemu, zwyciężając 65:58 w dwumeczu. Prawdziwe schody zaczęły się w ćwierćfinale – tu drużyna z Kielc musiała się mierzyć z utytułowanym SG Flensburg – Handweitt. To był niezwykle emocjonujący ćwierćfinała, w którym o awansie do Final Four zdecydowała jedna bramka! W pierwszym meczu w Niemczech padł remis 28:28, w drugim natomiast losy drużyn ważyły się do ostatnich minut. Jeszcze w 58 minucie na tablicy wyników widniał remis po 28, jednak w ostatniej akcji Krzysztof Lijewski zdołał przechylić szalę zwycięstwa na stronę Kielczan i wszyscy kibice szczypiorniaka w Polsce ponownie mogli się cieszyć z udziału polskiego zespołu w turnieju finałowym. W meczu półfinałowym zawodnicy Vive musieli stawić czoła faworyzowanemu PSG. Klub z Francji uważany był za głównego pretendenta do triumfu w Lidze Mistrzów. To jednak nie przestraszyło zawodników z Kielc, którzy po niezwykle wyrównanym meczu zdołali w końcówce wyjść na dwubramkowe prowadzenie i dowieść je do ostatniej syreny! Już wtedy mieliśmy finał i najlepszy wynik w historii klubu!
Po zwycięstwo z PSG Vive Tauron Kielce zapukało do bram raju i jak się później okazało – bramy te udało się otworzyć. Jak już wspomniano finał z MVM Veszprem, to jedno z najbardziej dramatycznych wydarzeń sportowych jakie udało mi się w życiu zobaczyć. Kielczanie rozpoczęli mecz słabo. Przez pięć minut nie potrafili strzelić bramki i przegrywali 0:3. Węgrzy świetnie bronili i cały czas byli na minimalnym prowadzeniu. Po bramce Tobiasa Reichmanna polski zespół zbliżył się na jedną bramkę straty (12:13) do rywali, jednak ci znowu odskoczyli na kilka bramek. Do przerwy Veszprem prowadziło 17:13.
Drugą połowę, podobnie jak pierwszą Vive rozpoczęło dramatycznie – nie mieliśmy recepty na graczy węgierskiego klubu i nawet świetna postawa Sławomira Szmala nie pozwoliła nam utrzymać kontaktu. Vive niszczyły również kontrataki, a po jednym z nich przewaga Madziarów wzrosła już do 9 bramek! Nikt wówczas w hali Lanxess Arena w Kolonii nie spodziewał się, że losy tego meczu da się jeszcze odwrócić. Nic bardziej mylnego. W 47. minucie sygnał do ataku dał Mateusz Jachlewski, który trafił na 20:28. Wówczas gra kieleckiego klubu diametralnie się odmieniła. Heroiczna postawa w obronie poskutkowała tym, że Węgrzy przez 12 minut nie mogli zdobyć bramki! Dzięki szybkim kontrom straty zmniejszały się bardzo szybko. W końcu na trzy minuty przed końcem Karol Bielecki doprowadził do remisu 28:28! Węgrzy wówczas się przebudzili – zdobyli bramkę i na minutę przed końcem odzyskali piłkę. Mogli rozegrać spokojną akcję, jednak zbyt długo kombinowali i na 9 sekund przed końcem piłkę przejęli zawodnicy Vive. Tałant Dujszebajew wziął czas i ustawił konkretną akcję. A w niej piłka trafiła do Krzysztofa Lijewskiego, który, podobnie jak w meczu z Flensburgiem uratował swój zespół. Piękny strzał w okienko i mamy dogrywkę! W niej również nie brakowało emocji – raz jedni, a raz drudzy wychodzili na prowadzenie. W końcowych fragmentach na prowadzenie wyszedł zespół z Polski, ale na 4 sekundy przed końcem rywal zdołał doprowadzić do dogrywki! Musieliśmy się zatem szykować na rzuty karne!
W karnych sytuacja również zmieniała się jak w kalejdoskopie. Po pierwszej serii na prowadzenie wyszli Węgrzy. W drugiej, role się odwróciły, gdyż Marin Sego fenomenalnie obronił rzut gracza Veszprem. W trzeciej serii widzieliśmy pewne trafienia Sliskovicia dla Veszprem i Bieleckiego dla Vive. W czwartej serii Vive wyszło na prowadzenie po świetnej interwencji Szmala i celnym rzucie Reichmanna. Decydujący rzut oddał Julen Aginagalde, który pewnym strzałem wprowadził kibiców z Kielc i z całej Polski w stan olbrzymiej radości! Cóż to było za spotkanie! Pomimo tego, że mecz odbył się kilka dni temu, to emocje jeszcze nie zdążyły opaść.
Triumf Vive to największy sukces klubu w jego 50 – letniej historii. To również największy sukces klubowej piłki ręcznej w Polsce. O nieudanych Mistrzostwach Europy nikt pewnie już nie pamięta – teraz jest czas na świętowanie i cieszenie się wielkim sukcesem polskiej piłki ręcznej!.