Po ponad dwudziestu latach oczekiwania marzenia stały się faktem – polski klub ponownie zagra w Lidze Mistrzów! Legia Warszawa zdołała obronić dwubramkową zaliczkę z pierwszego spotkania z Dundalk FC i dostała się do grona trzydziestu dwóch najlepszych klubowych drużyn Europy. Na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej padł wynik 1:1 (0:1). Legioniści co prawda nie pokazali się z najlepszej strony.
Podopieczni Besnika Hasiego grali niezwykle chaotycznie, nie potrafili rozegrać żadnej składnej akcji, a wyrównującą bramkę zdobyli dopiero w doliczonym czasie gry, kiedy to irlandzcy piłkarze ruszyli do zdecydowanych ataków i postawili wszystko na jedną kartę. Dziś już jednak styl nie ma większego znaczenia – Mistrzowie Polski są w piłkarskiej elicie, a ja na pytanie gdzie jest ta Legia, odpowiadam podobnie jak Dariusz Szpakowski dwadzieścia jeden lat temu: „w Lidze Mistrzów”!
Atmosfera święta, brzydki mecz, a na koniec piękne chwile!
Już przed meczem na Stadionie Wojska Polskiego dało się wyczuć atmosferę piłkarskiego święta. Kibice Legii przygotowali świetną oprawę nawiązującą do walki o piłkarską elitę. Sektorówka na Żylecie przedstawiła ruletkę. Kulką była piłka z gwiazdkami, czyli ta, którą na co dzień gra się w LM. Ta wylosowała liczbę „21”, czyli lata, które upłynęły od ostatniego awansu Wojskowych do tych prestiżowych rozgrywek.
Sam mecz nie powalał na nogi. Legioniści nie potrafili zdominować niżej notowanego rywala. Z upływem czasu coraz śmielej za to radzili sobie piłkarze Dundalk FC. Ich starania zostały wynagrodzone bardzo szybko, bowiem w 20. minucie spotkania objęli prowadzenie. Po składnej akcji i dośrodkowaniu z prawej strony piłkę głową na szesnasty metr zgrał McMillan, jako pierwszy dopadł do niej Benson i atomowym strzałem pokonał Arkadiusza Malarza, uciszając przy tym kibiców zgromadzonych na ulicy Łazienkowskiej. Podopieczni Hasiego szybko chcieli odrobić straty, jednak ambitni piłkarze z Irlandii nie pozwalali im na za wiele.
Drugą połowę lepiej zaczęli Legioniści, którzy już w 51. minucie spotkania mogli wyrównać. Nemanja Nikolić został jednak uprzedzony przez defensorów Dundalk. W 66. minucie spotkania zrobiło się niezwykle gorąco – swoją drugą żółtą kartkę otrzymał Hlousek i Legia była zmuszona do końca meczu grać w osłabieniu. Dundalk nie próżnowało i szybko ruszyło do żwawych ataków. W doliczonym czasie gry, jednak ich zbyt odważna gra się zemściła. Legioniści wyprowadzili zabójczą kontrę, którą na bramkę zamienił Michał Kucharczyk. Wtedy stało się jasne, że nikt i nic już nie odbierze Legii awansu do wymarzonej Ligi Mistrzów! Po ostatnim gwizdku sędziego Warszawa odetchnęła z ulgą, a kibice zgromadzeni przy ulicy Łazienkowskiej rozpoczęli świętowanie, które z pewnością trwało do godzin porannych.
Zaprocentowała długoletnia wizja
Ktoś może powiedzieć, że Legia grała słabo, nie zasłużyła na awans i miała szczęście w losowaniu. Ja się kompletnie nie zgadzam z takim stwierdzeniem. Moim zdaniem w przypadku awansu Legii zaprocentowała długoletnia wizja. Odkąd w 2013 roku drużynę przejęli Bogusław Leśniodorski i Dariusz Mioduski w klubie z Warszawy wiele się zmieniło. Od początku 2013 roku Legia zdobyła trzy Mistrzostwa Polski, wygrała 3 razy Puchar Polski i wystąpiła trzy razy w Lidze Europejskiej, przy czym raz awansowała do 1/16 finału tych rozgrywek. Wszystko to zaprocentowało tym, że współczynnik UEFA warszawskiego klubu wzrósł z 13,650 w 2013 roku do 28,000 w roku 2016. To właśnie dzięki tej długoletniej pracy i świetnej postawie Legioniści w tym roku byli rozstawieni w czwartej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Styl awansu zatem zaciemnia drogę Legii do LM, bowiem na grę w elicie ten klub pracuje już kilka ładnych lat i za to trzeba ich docenić.
Wielkie pieniądze w stolicy
Legia za awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów zarobiła olbrzymie pieniądze jak na realia polskiej piłki. Stołeczny klub do tej pory zarobił już ponad 15 milionów euro, co daje przeszło 65 milionów złotych i stanowi ponad połowę całorocznego budżetu Wojskowych! Niektóre kluby z naszej ligi mogą tylko pomarzyć o takich pieniądzach na swoim koncie. Przypomnijmy, że na tą kwotę składa 2,74 mln euro, które warszawski zespół dostał za awanse w kolejnych rundach eliminacji oraz 12,6 mln euro za awans do fazy grupowej LM. Nie musi to być jednak koniec przychodów. Jeśli Mistrz Polski będzie zdobywał punkty w Champions Legue, może liczyć na kolejne przychody. Za każde zwycięstwo w rywalizacji grupowej na konto Legii wpłynie 1 mln euro, za remis – 0,5 mln. Natomiast za coś niezwykle trudnego, czyli awans do fazy pucharowej, można zarobić 6 mln euro. Jest chyba zatem o co grać? Przypomnijmy, że do fazy pucharowej awansują dwie najlepsze drużyny z każdej grupy, z kolei drużyna, która zajmie trzecią lokatę, na wiosnę będzie grać w Lidze Europy.
Real Madryt, Borussia Dortmund i Sporting Lizbona, czyli grupa śmierci dla Legii!
Za nami jest już także losowanie grup Ligi Mistrzów. Legia, która znalazła się w czwartym koszyku musiała się liczyć z tym, że będzie się mierzyć z wyżej notowanymi rywalami. W ceremonii losowania udział wzięli Ian Rush, Clarence Seedorf, Thierry Henry, Ruud van Nisterlooy oraz Roberto Carlos. To właśnie Brazylijczyk sprawił, że Legia trafiła do najsilniejszej grupy w tej edycji LM. Warszawiacy będą się mierzyć z Realem Madryt, Borussią Dortmund oraz Sportingiem Lizbona. Zespołów tych chyba nie trzeba przedstawiać kibicom futbolu – jest to najwyższa europejska półka. Już 14 września Legia podejmie na własnym stadionie wicemistrza Niemiec z Łukaszem Piszczkiem w składzie. Dla kibiców z Polski możliwość obejrzenia takich meczów to nie lada uczta, wszak czekaliśmy dwadzieścia lat, aby gościć na polskich stadionach takie ekipy. Za sprawą Legii Warszawa stało się to możliwe, dlatego trzeba im za to podziękować i dopingować we wszystkich meczach, bo awans to dopiero początek drogi.
Zdjęcie: UEFA.com